0
biechu 30 lipca 2018 19:08
1665.JPG



1684.JPG



1688.JPG



1695.JPG



Podczas wykupu wycieczki wybieramy opcję wraz ze śniadaniem w hotelu Manohara. Śniadanie porcjowane, smaczne. Opcja ta jest kilka złotych droższa niż bez niego. Po śniadaniu o umówionej godzinie spotykamy się przy busie i czekamy na odjazd. Czekanie się wydłuża, kłopoty z angielskim naszego drivera też nie pomagają w zrozumieniu całej sytuacji. Finalnie po 45 minutach oczekiwania pakujemy się do busa w częściowo innym towarzystwie aniżeli przyjechaliśmy na miejsce i udajemy się w kierunku Prambanan. Myśleliśmy, że po prostu część z naszych towarzyszy podróży wybrała opcję z 1 świątynią i wracali po zebraniu się odpowiedniej ilości osób do Yogyi. Wydawało się to dość logiczne… do momentu aż spotykamy ten sam bus na parkingu przed Prambanan… W świecie piłkarskim funkcjonuje określenie ‘organizacyjnie Stal Mielec’ – odnoszące się do braku jakiejkolwiek organizacji tego klubu w latach 80/90tych. Dla naszych przygód związanych z transportem lepszym określeniem jest parafraza ‘organizacyjnie Jawa’. A jak się okazało to nie był jeszcze koniec ;)

Czytałem opinie że Prambanan nie jest godna uwagi, że warto sobie ją odpuścić. Całkowicie się z tym nie zgodzę, co więcej w naszej ocenie robi nawet większe wrażenie niż Borobudur. Kompleks świątyń, mimo że częściowo zniszczony przez trzęsienie ziemi z początku 21. wieku jest spektakularny, a główne świątynie są ogromne. W ich środku znajdują się posągi hinduskich bóstw jak m.in. Shiva czy Vishnu. W niedalekiej odległości od głównego kompleksu świątyń, na terenie parku, znajduje się kilka mniejszych – również warto się do nich przespacerować.

1699.JPG



1702.JPG



1706.JPG



1728.JPG



1739.JPG



1766.JPG



Zgodnie z umówionym terminem, po dwóch godzinach wracamy do busa. W środku zaś brakuje około połowy naszej wycieczki. Mija 10, 20, 30 minut a skład wewnątrz wcale się nie powiększa. Kierowca nerwowo chodzi po parkingu, okolicznych straganach by odnaleźć brakującą szóstkę. Po 45 minutach nasza irytacja zaczyna sięgać zenitu, lecz trochę na migi trochę przy pomocy Google translator dostajemy informację, że nie może on opuścić miejsca bez pełnego składu. Grubo po godzinie oczekiwania wyciąga dopiero przygotowany arkusz, na którym deklarujemy, że czekamy już więcej niż 60 minut na pozostałą część naszego składu, dzięki czemu będziemy mogli w końcu udać się w drogę powrotną. Może wydać się to mało moralne z naszej strony – nie będziemy tego roztrząsać. Podczas gdy lista wędruje od jednej do drugiej osoby pojawiają się poszczególne grupki naszej zaginionej szóstki. Dochodziła godzina 14, czyli 2 po południu i tu potwierdziło się to co przewidywaliśmy podczas oczekiwania w busie. Wszyscy, którzy dotarli przed 14 zrozumieli, że mają czas do godziny 2, a nie że mają 2 godziny na zwiedzenie kompleksu. Niestety, angielski w wielu miejscach nawet turystycznych jest na bardzo niskim poziomie. Jak to było? „organizacyjnie Jawa” ;).
Mała dygresja: Rozumiem, mogło się to zdarzyć, lecz to że nikt z tych trzech dwuosobowych grupek nie rzucił głupich przeprosin w kierunku osób, które czekały w busie od 1,5h na ich powrót całkowicie pozbawiło mnie wyrzutów sumienia, które dręczyły mnie podczas wypełniania arkusza o wcześniejszym odjeździe. Po nieco ponad godzinie jesteśmy z powrotem w hostelu, szybki prysznic, lecimy coś zjeść i kupić pamiątki. Kładziemy się znów dość wcześnie – rano wszak o 7:25 mamy samolot do Singapuru.
Koszty:
- transport do świątyń wraz ze śniadaniami – 340k
- wejście na wzgórze by podziwiać wschód słońca – 60k
- bilety wstępu do Borobudur oraz Prambanan – 1,12 mln
- obiad + 2 x piwo – 180k
- Grab – 20k
- zakupy - 40k
12.07.2018r.
Rano budzimy się o 5, pakowanie, łapiemy Graba i po 40 minutach jazdy jesteśmy na lotnisku. Drogi o tej godzinie puste, na lotnisku również ruch niezbyt duży. Karty pokładowe drukujemy w kiosku AirAsia, kolejek na bramkach również brak. Przy nadawaniu bagaży do luku maksymalnie po kilka osób, wyglądało z boku, że szło to sprawnie. Samo lotnisko malutkie, z ubogim zapleczem. Po kontroli bezpieczeństwa przed wejściem na pokład wystawiony sizer wraz z wagą, lecz nikomu nie została weryfikowana ani waga ani wielkość bagażu podręcznego. Sam lot również bez historii, zgodnie z planem lądujemy w Singapurze o godzinie 10:45. Z lotniska zabieramy ogólnodostępne mapy, okazały się w zupełności wystarczające przez te kilka dni.
Udajemy się do metra, tam zakupujemy kartę ez-link (bezzwrotny koszt wyrobienia karty to 5 S$; którą doładowuje się również przy jej wyrobieniu u pani w okienku. W przypadku niewykorzystania całej kwoty zostaje ona zwrócona w tym samym miejscu w gotówce.) i ruszamy w kierunku China Town, gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Zdecydowanie polecam zakup karty w celu przejazdów metrem (z autobusów nie korzystaliśmy), wychodzi sporo taniej za przejazdy, a te 5S$ zwracają się z nawiązką.
Wybieramy opcję noclegu z AirBnB u Marca – Niemca, który od kilkunastu lat mieszka w Singapurze. Jeżeli szukacie noclegu za nieduże (jak na Singapur) pieniądze to szczerze mogę Go polecić. Wynajmuje on pokój w swoim mieszkaniu - w pokoju mamy klimatyzator, jedynym mankamentem jest mało wygodny, sprężynowy materac – przez 2 noce jednak daliśmy radę ;). Bardzo fajny, pomocny i uczynny facet, samo mieszkanie ulokowane kilkaset metrów (tak na oko 300-400m) od przystanku metra. Marc jest wykładowcą i w ten dzień prowadził zajęcia do 18, jednak wyskoczył specjalnie dla nas abyśmy mogli zostawić nasze plecaki w mieszkaniu, wskazał miejsce gdzie możemy zjeść obiad – w tym samym budynku, w którym mieszka znajduje się food court. Jedzenie w bardzo przystępnych cenach, zaczynając od 5-6 S$. Wybór naprawdę spory, myślę że było tam dużo więcej niż 50 ‘restauracyjek’. Podczas wypadu przejazdu przez Indonezję myślę, że w podobnym miejscu (z uwagi na obawę przed dolegliwościami żołądkowymi) odpuścilibyśmy obiad – Singapur to jednak inny świat – jest bardzo smacznie i przede wszystkim ma się pewność o wysokim poziomie warunków sanitarno-higienicznych.
Na ten dzień nie mamy zbyt ambitnych planów – ot pokręcić się po mieście. Zaczynamy od krążenia nieco po China Town.

1768.JPG



1770.JPG



1772.JPG


Upał jest niemiłosierny, ponad 30 stopni w cieniu do tego bardzo wysoka wilgotność. W porównaniu z odczuciami z Indonezji uważam, że klimat Singapuru jest dużo bardziej uciążliwy, przynajmniej dla mnie. Postanawiamy pospacerować po mieście wzdłuż rzeki z nadzieją, że może tam będzie nieco chłodniej ;)

1773.JPG



1781.JPG



1788.JPG



1792.JPG


Docieramy okrężną drogą w dzielnicę bankową, pamiątkowe fotki i dalej kierujemy się aby na żywo zobaczyć w czasie dnia Supertrees.

1803.JPG



1811.JPG



Akurat przy wejściu do parku prowadzone są roboty, dlatego docieramy drogą baaardzo okrężną. Chwile spacerujemy pośród nich, lecz powiem szczerze w czasie dnia nie zrobiły na nas jakiegoś wielkiego wrażenia, może za jakiś czas, gdy pnącza i inna roślinność spowije je całkowicie będzie to wyglądało jeszcze lepiej.

1819.JPG



1820.JPG



1825.JPG



1845.JPG



Natomiast w nocy to inna bajka ;) Rozpoczynamy od wodno-świetlno-muzycznego show przy Garden by the Sand. Robi niesamowite wrażenie, polecam rzucić okiem na youtube. Najlepszym a zrazem najbardziej zatłoczonym miejscem do jego podziwiania jest drewniany podest, do którego dotrzemy poprzez przejście przez galerię handlową znajdującą się na dole hotelu. Pokaz odbywa się 2 razy w czasie wieczoru, o godz. 20:00 i 21:00. Godziny są tak dobrane, by nie kolidowały z pokazem w Gardens by the Bay pod Supertrees (19.45 i 20.45). Tutaj zdecydowana większość podziwia widowisko z dołu, my natomiast zgodnie z rekomendacją Marca udajemy się „w krzaki na półpiętro” ;) Mam nadzieję, że strzałka pomoże odnaleźć ten punkt, oprócz nas jest tutaj 5 osób – więc tłoku nie ma ;) a ponadto nie ma konieczności zadzierania głowy do góry.

Bez tytułu.jpg



Samo show zapiera dech w piersiach i w żadnym wypadku opinie o nim nie są przesadzone ;)

1855.JPG



1857.JPG



1865.JPG



1872.JPG



1879.JPG



1883.JPG


Po zmroku jest naprawdę przyjemnie, więc w drogę powrotną wyruszamy pieszo chłonąc nocne klimaty miasta.

Koszty – przestałem spisywać, lecz postaram się w miarę dokładnie odtworzyć je z pamięci – wrzucę je w osobnym poście zbiorczo.

13.07.2018r.
Nie zrywamy się zbyt wcześnie, a po porannej ogarniawce idziemy zjeść do znajdującej się kilkaset metrów dalej do ‘najtańszej restauracji świata nagrodzonej gwiazdką Michelin’ W środku dosłownie klimat jak w McDonald’s. Wybierasz, płacisz, dostajesz paragon z numerkiem, numerek wyświetla się na monitorze, odbierasz, jesz, odkładasz tackę, wychodzisz, następny… ;) Decydujemy się, że spróbujemy dania nagrodzonego oraz drugiego innego. Cena to ok. 3,5-4S$. Po 3 dniach w Singapurze stwierdzamy, że był to najmniej smaczny posiłek jaki tam zjedliśmy. Jedzenie chłodne, porcja dość mała, jedynie sos był genialny, ratując cały temat. Odradzamy.

1895.JPG



W związku, że upał nie odpuszcza uciekamy z betonu, wsiadamy w metro i jedziemy do ogrodów japońskiego i chińskiego. Tutaj wspomnę w 2 słowach o singapurskim metrze, które jest oprócz tego że świetnie zorganizowane, oznaczone to przede wszystkim czyste i nieśmierdzące! Przyczyniają się do tego z pewnością obowiązujące tam zakazy, których ludzie po prostu przestrzegają (np. zakaz jedzenia i picia w metrze, już o sławnych gumach do żucia nie wspominając;) ).
Wejście do ogrodów bezpłatne, na dość dużym obszarze można spędzić długie godziny. Oczywiście teren bardzo zadbany i dobrze zagospodarowany.

1898.JPG



1907.JPG



1918.JPG



1926.JPG



1943.JPG



Niestety upał jest na tyle dokuczliwy, że po nieco ponad godzinnym spacerze jesteśmy wykończeni. Postanawiamy, że uciekamy na plażę na Sentosę. Sama wyspa, na której spotkali się nie tak dawno prezydenci Korei Północnej i USA, to jedna wielka komercja. Plusem tej sytuacji jest to, że plaża jest bardzo zadbana, a podczas naszego pobytu tam niezbyt zatłoczona. Rozkładamy się na malutkiej wysepce, do której prowadzi kilkudziesięciu metrowy most wiszący. Po jej drugiej stronie natomiast w oddali można zaobserwować rafinerie oraz dziesiątki ogromnych statków.
Wejście na wyspę Sentosa jest bezpłatne, wjazd dedykowanym szynobusem jest płatny ( 4S$), a co ciekawe za powrót tym samym środkiem transportu nie jest już pobierana żadna opłata.

1955.JPG



1961.JPG



1962.JPG



1965.JPG



1976.JPG



1978.JPG



1983.JPG



1984.JPG



1986.JPG



O godzinie 20:00 na prawo od wejścia na wyspę ma miejsce kolejne wodno-świetlno-muzyczne przedstawienie – „Crane Dance” Które podbiło serce mojej żony. Wstęp bezpłatny, szczerze rekomendujemy, można rzucić okiem na youtube. Chwilę kręcimy się jeszcze po wyspie by zobaczyć ją w kolorach podczas nocnego spaceru.

2012.JPG



14.07.2018r.
Ostatni dzień! Rano Marc zabiera nas do znajdującej się świątyni buddyjskiej, która znacznie różni się od tych, które widzieliśmy podczas wizyty na Sri Lance – jest dużo bardziej ‘poukładana’ – co kraj to obyczaj ;). W międzyczasie bez problemu nasz host zgadza się, żebyśmy zostawili do wieczora u niego plecaki (pomimo, iż w AirBnB ma on zaznaczone, że wymeldowanie do godz. 12) i co więcej przed samym wyjazdem na lotnisko nie ma nic przeciwko, żebyśmy się nieco odświeżyli po całodniowym upale. Po prostu podejście podróżnika, który swoje przeżył ;)

Rano jedziemy do Little India, tam jemy śniadanie w food courcie, połączonym z targiem, a następnie kręcimy się po dzielnicy. Naczytałem się, że to najbardziej brudna część miasta i sam nie mam takiego odczucia. Żadne śmieci nie walały się po ulicach, może nieco zaniedbane budynki. Odwiedzamy również dzielnicę Arabską.


2022.JPG



2026.JPG



2040.JPG



2043.JPG




Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

misio-jasio 1 sierpnia 2018 14:38 Odpowiedz
Mała uwaga, czy możesz na samej górze przypiąć mapkę z naniesioną trasą, nawet mocno orientacyjną? Z góry dzięki, dobry post!
katka256 7 sierpnia 2018 22:26 Odpowiedz
Czekam na cd
rallyman 9 sierpnia 2018 22:49 Odpowiedz
Wróciły wspomnienia z zeszłorocznego wyjazdu... Czekam na resztę....
drazliwy 21 sierpnia 2018 16:02 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja i piękne zdjęcia :) ile w sumie wyniósł Was wyjazd za 2 osoby - jeśli mogę uzyskać taką informację w ramach tej "transparentności" ;)
drazliwy 21 sierpnia 2018 18:36 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja i piękne zdjęcia :) ile w sumie wyniósł Was wyjazd za 2 osoby - jeśli mogę uzyskać taką informację w ramach tej "transparentności" ;)
qbaqba 23 sierpnia 2018 10:24 Odpowiedz
Szacun za jazdę samochodem. Mnie by nie powiem co strzeliło w tych korkach ;)
travelerka 27 sierpnia 2018 20:57 Odpowiedz
Indonezja to mój cel na 2019 :). Piękna podróż. Czytam z wypiekami na twarzy :)